I love that sound, it's the sound of my shoes

Wraz z pożegnaniem kilku nadprogramowych kilogramów, rozstałam się także z wszelkimi workowatymi ubraniami i jak to po tak długiej rozłące bywa, rzucam się zaciekle na wszelkie krótkie topy (nowy obiekt mojej pasji zbieractwa). Po takim poście  i separacji z rzeczami ładnymi i kobiecymi tak się rozbrykałam, że jeszcze chwila, a wskoczę w jakąś spódnicę, co już będzie chyba totalną anomalią na blogu. Na razie odważyłam się wskoczyć w krótki przeźroczysty top i stanik, który w tej kombinacji na co dzień zupełnie się nie nadaje, ale jest tak oryginalny, że nie mogłam się oprzeć, żeby go fajnie nie wyeksponować na zdjęciach. Zestaw trochę pomieszany, chociaż bardziej dziewczęcy niż zazwyczaj, ale standardowo z elementami sportowymi :)







Shopping strategy

Kilka dni temu wybrałam się na zakupy, a uwierzcie mi, szczerze ich nie znoszę. Przyzwyczaiłam się, że wszelkich zakupów dokonuję przez Internet. Nieważne czy chodzi o nowe spodnie, buty, czy też artykuły spożywcze, bo nawet te zamawiam z dostawą do domu. Kupując przez Internet zawsze mam kontrolę nad tym, czego tak naprawdę potrzebuję i ile na te cele wydam. Jakoś mniej wtedy działają na mnie wszelkie bodźce, na które narażeni jesteśmy podczas zakupów w chociażby centrum handlowym. Nie działają wtedy ani kolorowe etykietki, ani rozpylany zapach, ani ekspozycja towarów, ani też muzyka (marketing sensoryczny już raczej nie ma szans na zmanipulowanie). Po prostu dokładnie wiem czego potrzebuję i po drodze nie dorzucam do wirtualnego koszyka rzeczy w niekontrolowany sposób, a przy okazji nie tracę kontroli nad portfelem. Zawsze kiedy wybieram się na zakupy, a staram się tego unikać, kupując pierwszy nietani produkt, resztę dorzucam lawinowo. Skoro pozwoliłam sobie na super drogi szampon, to do niego potrzebuję jeszcze super drogą odżywkę, a jak już stoję przy kolorowych półkach, to zapakuję lakiery do paznokci i inne kosmetyki, których niekoniecznie potrzebuję. A potem boję się sprawdzić stan konta. Podczas ostatniej wyprawy na zakupy testowałam gadżet, który trochę bardziej trzyma na wodzy zapędy do niekontrolowanych wydatków niż zwykła karta. Moim nowym towarzyszem jest karta z wyświetlaczem Getin Bank, a towarzysz ten sprawdza się całkiem nieźle, bo po każdym zakupie wyświetla stan konta wraz z datą jego aktualizacji i skutecznie każe zastanowić się, czy na pewno chcę, aby wyświetlana suma szybko się zmniejszyła. Mój wewnętrzny chytrus bardziej wtedy przyzwyczaja się do wyświetlanej sumy i już trudniej jest się z tym widokiem rozstać, tj. muszę rzeczywiście porządnie zastanowić się czy potrzebuję danej rzeczy. Jak widać na poniższych zdjęciach, z częścią środków jednak się rozstałam, a co kupiłam zobaczycie w postach i na moich kanałach w social mediach :)







eXTReMe Tracker
 
© 2010 PaniEkscelencja | Powered by Blogger Template